Z lotniska w Jogjakarcie, gdzie Air Asia wydawała się premium na tle konkurencji i samego budynku, polecieliśmy na Changi w Singapurze. Kontrast był bardzo zabawny 🙂
Singapur to fascynujące, przedziwne miasto-państwo. Leży w środku Azji Południowo-Wschodniej, a mimo to zupełnie nie widać w nim biedy. Duża wolność gospodarcza nie idzie tu niestety w parze z wolnością osobistą. Wszystkie aspekty życia są ściśle regulowane, a za nieprzestrzeganie prawa grożą surowe kary, np. kara chłosty (podobno okrutnej) za jazdę po pijanemu. Człowiek jest zewsząd otoczony kamerami i cały czas zastanawia się czy przypadkiem nie robi czegoś niedozwolonego. W mieście nie można kupić nigdzie gum do żucia, ponieważ władze twierdzą, że wyrzucone gumy niszczą chodniki. Wyjątkiem są apteki, gdzie można kupić gumy bez żadnego smaku, jednak trzeba przy tym zostawić swój adres. Jeśli w okolicy znaczną się pojawiać plamy po gumach, automatycznie trafia się na listę podejrzanych. Poczucie bezpieczeństwa i porządek sporo kosztują.
Ulice nie są zatłoczone, bo sieć komunikacji miejskiej działa perfekcyjnie, a na samochoty mogą sobie pozwolić tylko najbardziej zamożni. Samo pozwolenie na zakup auta kosztuje 30 tys. dolarów singapurskich (75 tys. zł), a same samochody oraz paliwo również są o wiele droższe niz gdzie indziej na świecie. Mimo to, na ulicach można zobaczyć wiele takich cudeniek.
Centrum Singapuru skupiające się wokół zatoki Marina jest supernowoczesne i co tu dużo mówić na grubym wypasie. Wieżowce nie należą do najwyższych na świecie, bo maksymalną wysokość budynków znów tutaj ogranicza prawo. Stąd trzy najwyższe mają dokładnie po 280 metrów. Panorama wygląda jednak wspaniale, ponieważ bydynki bardzo dobrze się ze sobą komponują, a słynne Marina Bay Sands i Art & Technology Museum w kształcie kwiatka dodają całości smaku.
Na wodach zatoki wybudowano stadion piłkarski, a postawione trybuny przydają się także podczas Grand Prix F1.
A wieczorami można obejrzeć niezwykly pokaz obrazów wyświetlanych na parze wodnej w towarzystwie ognia, fontann, laserów i baniek mydlanych.
W Singapurze spotkaliśmy się z dwójką naszych znajomych – Rafałem i Kacprem, którzy studiują tutaj w ramach wymiany. Dzięki uprzejmości (i pomysłowości) Rafała nie tylko poznaliśmy życie nocne Singapuru, ale także poszliśmy razem na basen znajdujący się na dachu hotelu Marina Bay Sands. Poczuliśmy się jak prawdziwe beje 🙂
Największe wrażenie zrobił na nas jednak „Ogród nad Zatoką”. Otwarty w 2012 roku park kosztował ponad 1 miliard (!) dolarów i jest to najbardziej niezwykły ogród, w jakim w życiu byliśmy. Jest w nim wiele niesamowitych elementów, jednak to kilkanaście Superdrzew sprawiło, że zostaliśmy tam przez pół dnia. Superdrzewa to kilkudziesięcio metrowe konstrukcje, które nie tylko są piękne, ale pełnią również szereg funkcji. Produkują tlen, absorbują wodę, która służy do podlewania obrastających je roślin i pozyskują energię słoneczną.
Zgodnie stwierdziliśmy, że jest to najpiękniejsza na świecie rzecz stworzona przez człowieka.
W koronie najwyższego drzewa znajduje się restauracja, w której pozwoliliśmy sobie na lampkę wina. Smakowało cudnie, zwłaszcza, że przez 3 miesiące nie piliśmy w ogóle tego trunku. Obiad zjedliśmy jednak gdzie indziej – sushi z marketu pod Marina Bay Sands 🙂
Będąc w Singapurze nie moglibyśmy nie pojechać do tutejszego zoo. Byliśmy już w wielu, ale to jest bezkonkurencyjne. Masa ciekawych zwierząt (np. białe tygrysy, niedźwiedź polarny, waran z Komodo, surykatki czy największe na świecie nietoperze) jest trzymana w komfortowych warunkach przypominających środowisko naturalne. Niektóre zwierzaki nie są odizolowane od człowieka i poruszają się swobodnie po parku. Zoo ma już 40 lat, ale wciąż wygląda na nowe.
Singapur to swoista utopia z powodzeniem wcielona w życie. Nie chcielibyśmy tu mieszkać (butelka wódki 150zł) :), ale jest to miejsce, które trzeba zobaczyć.
Następny przystanek Kambodża, do usłyszenia!
Nawet utopia ma swoją pieknosć.Pozdrawiamy