Jedzenie w Chinach jest na tyle ciekawym i rozległym tematem, że postanowiliśmy poświęcić mu odrębny wpis. Nie będziemy tu pisać wiele o samych potrawach, bo te różnią się w zależności od regionu. Coś takiego jak kuchnia chińska tam naprawdę nie istnieje. W różnych obszarach Chin tradycyjne potrawy są inne, jednak obyczaje związane z jedzeniem są podobne.
Mit 1: Wszystkie dania chińskie są na bazie ryżu.
To nieprawda. Jeśli mielibyśmy określić chińską kuchnię jednym słowem to byłoby to: różnorodna. Obok ryżu w menu znajdziemy wiele makaronów (nie tylko ryżowych), klusek, pierożków, bułek i wiele wiele innych.
Mit 2: Chińczycy jedzą wszystko, co się rusza ale nie jest samochodem i wszystko co fruwa ale nie jest samolotem.
To zdecydowanie prawda. W Chinach jest bardzo wysoko rozwinięta kultura jedzenia na ulicy. We wczesnych godzinach porannych oraz późnych wieczornych Chińczycy masowo gromadzą się w barach, często ulokowanych bezposrednio na chodnikach. Tam za bardzo niewielkie pieniądze można dostać niemal wszystko. Cześć z rzeczy znaliśmy wcześniej, ale nie wpadliśmy na to, że można to zjeść 🙂 Na przykład małże, których muszelki zbieraliśmy w dzieciństwie nad morzem.
Popularne są przeróżne owoce morza, owady, kawałki mięs ze zwierząt których nie jesteśmy w stanie zidentyfikować, ale także pyszne pierożki czy słodycze.
Zjeść coś ciekawego można nie tylko na ulicy, ale także w restauracjach. Większość restauracji ma dostępne menu tylko w języku chińskim, ale na szczęście część z nich korzysta także z menu ze zdjęciami, co umożliwia zamówienie dania. Jednak najczęściej aż do momentu otrzymania dań na stół nie jesteśmy pewni co przyjdzie nam zjeść. Angielskie opisy są umieszczane bardzo rzadko. Poniżej kilka pozycji z karty, które szczególnie przypadły nam do gustu 🙂
A jak już mowa o menu, to po zajęciu miejsca przy stoliku zawsze otrzymywaliśmy tylko jedną kartę. Jest to kłopotliwe ze względu na zwyczaj, że kelner stoi nad nami do momentu kiedy złożymy zamówienie (i nie służy poradą, ale trudno się temu dziwić z powodu bariery językowej oraz braku napiwków, których w Chinach się nie zostawia). Kelnerów i pozostałej obsługi, np. witaczy zwykle jest cała armia. Mimo to czasami trzeba wyraźnie zwrócić na siebie uwagę, żeby otrzymać rachunek, czy coś domówić. Nie ma też zwyczaju sprzątania ze stołu po jedzeniu. Talerze zostają na stole dopóki jesteś w restauracji. Kenerzy mają najczęściej inne ważne zajęcia, na przykład granie w karty.
W cenie zwykle podaje się również wodę do picia. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że woda jest gorąca! Czasami podaje się również rosołek. Raz otrzymaliśmy także sałatkę, z ogórka, arbuza, melona, kapusty oraz … słodkiego majonezu 🙂
Ciekawym przeżyciem jest też odwiedzenie chińskiego supermarketu. Nie znajdziemy w nim: serów, masła, niesłodkiego pieczywa, wędlin, zachodnich alkoholi, czy czekolady. Produkty w czekoladzie się zdarzają, jednak sąto dobra luksusowe i są bardzo drogie. Podobnie z resztą jak soki owocowe, których ceny siegają nawet 50 juanów ( 27 zł) za litr.
Za to możemy kupić:
– przeróżne przekąski (np.: kurze stopy w przyprawach, świńskie nosy w zalewie itd) W przeciętnym markecie jest cała alejka z produktami tego typu. Są dostępne także w mniejszych sklepach i nawet kioskach. Uwielbiane także przez dzieci 🙂
– jaja. Ta kategoria jest również bardzo rozbudowana. Oprócz surowych kurzych jaj dostaniemy także gotowane jaja w różnych zalewach oraz przeróżne jaja innych ptaków.
– żywe zwierzęta: oprócz ryb także ropuchy, czy żółwie.
– owoce, które są w podobnych cenach jak u nas, czyli relatywnie drogie. Ale ich wybór jest niezwykle szeroki. Z nowo poznanych owoców szczególnie spodobały się nam ramburany i im podobne oraz pitaje, czyli smocze owoce o konsystencji kiwi, ale o wiele słodsze.
– miejscowe alkohole, głównie piwo (najczęściej około 3, 5%) oraz wódkę ryżową (od 40% w górę), której pół litra można kupić już za 3 juany (1, 6 zł!). Jednak jak przyszło co do czego i chcieliśmy coś wybrać przed pójściem do klubu to nie było łatwo. Ale to już zupełnie inna historia… 🙂